środa, 10 lipca 2013

Rozdział 1.

Siedziałam na łące z gitarą i coś brzdąkałam. Muzyką tego nazwać się nie da. Rex jak zwykle siedział obok mnie i rozglądał się dookoła. Nagle zadzwonił mój telefon i wyciągnęłam go z kieszeni. Na wyświetlaczu widniał napis ' Tata '. Bez wahania odebrałam.
- Halo ?
- Tiffany, przyjdź do domu.
- Już idę. - wstałam i ruszyłam w stronę mieszkania.
- Rex chodź. - zawołałam, a pies podbiegł do mnie i razem szliśmy. Po około 10 minutach byliśmy na miejscu.
- Chodź do salonu. - usłyszałam głos mamy i wykonałam jej polecenie. W pomieszczeniu była już cała rodzina, no oprócz Belli, ale ona to siedziała w łazience i się szykowała. Pewnie gdzieś jedziemy.
- Po co mnie wołaliście ? - zapytałam.
- Jedziemy do miasta, a ty jedziesz z nami.
- Po co ja tam ?
- Potrzebna, a teraz idź się szykuj.
- Spoko, a mogę wziąć Rexa ?
- No możesz. - szybko poszłam do pokoju i przebrałam się w to. Jakoś specjalnie nie chciało mi się stroić, więc już po 10 minutach byłam gotowa. Wróciłam do salonu, a tam czekała na mnie cała rodzina. Zaczepiłam psu smycz i wyszliśmy z domu.
- Czemu ona może wziąć psa, a Motylek został sam w domu ?
- Bo nie będziesz prowadzać kota po mieście. - siostra zrobiła obrażoną minę i wsiadła do samochodu. Po chwili wszyscy zrobiliśmy to samo i ruszyliśmy.
- Jedziemy do miasta, mogłabyś się przynajmniej normalnie ubrać. - zaczęła docinki Bella. Zawsze krytykowała mój ubiór.
- Mi się tam podoba, ale tobie nie musi.
- Ja się z tobą nie pokaże.
- Spokojnie, ja z tobą też.
- Dziewczyny uspokójcie się. Tiffany, ty pójdziesz z Rexem na targ po jabłka, a my do Tesco po zakupy i przyjedziemy po ciebie. - powiedziała mama.
- A czemu to ja muszę iść na targ ?
- Bo Bella sobie nie da rady. Dobrze wiesz, że nie odróżnia jabłka od cebuli.
- To było tylko raz. -  tłumaczyła się siostra.
- Pięć razy. - na tym rozmowa się skończyła. Po 5 minutach auto się zatrzymało i ja z psem wysiedliśmy. Długo nie zajęło nam dotarcie do targu i zaczęliśmy oglądać wszystko. W końcu znalazłam to, co szukałam.
- Dzień dobry. - powiedział miły mężczyzna sprzedający owoce. Często go tu widuję, więc w miarę się znamy.
- Dzień dobry.
- Co dziś podać ?
- Może tak z pół kilo jabłek.
- Już się robi. A co to za pies ? Jaki duży.
- On jest mój, ale spokojnie, nie ugryzie.
- Dobrze, już daje jabłka. - mężczyzna zaczął wybierać owoce, a ja stałam i czekałam. Po 10 minutach mogłam już odejść i iść w stronę parkingu. Niestety po drodze wpadł na mnie jakiś chłopak i oboje wylądowaliśmy na ziemi w dość dziwnej pozycji. On na mnie leżał i podpierał się rękami obok mojej twarzy.
- Mógłbyś trochę uważać i przy okazji ze mnie wstać ? - chłopak stanął na równe nogi, zresztą tak jak ja.
- To ludzie mają mi schodzić z drogi, a nie ja im.
- Ta jasne, wielki król się znalazł.
- Jestem Justin Bieber.
- Nie znam i mnie to nie obchodzi.
- Jak można mnie nie znać, w końcu jestem sławny.
- Jak widać można. - chciałam już iść, ale chłopak mnie zatrzymał.
- Nawet nie przeprosisz.
- Ja mam przepraszać ?
- Tak. - powiedział to tak, że można było by się go przestraszyć. Oczywiście Rex zareagował i zaczął warczeć na chłopaka.
- Co to za kundel ?
- Nie kundel, tylko pies. Radzę ci mnie puścić, bo jak Rex się wkurzy to ja nad nim nie panuje. - chłopak na szczęście mnie puścił i ruszyłam w końcu w stronę parkingu. Tam już czekali na mnie rodzice i siostra.
- Co tak długo ? - zapytała Bella.
- Wpadł na mnie taki jeden chłopak. - ona nic już nie mówiła, tylko wróciliśmy do domu.



Oczami Justina.
Wróciłem do domu ledwo trzymając się na nogach. Ta impreza była po prostu super i tyle ładnych lasek, że było w czym wybierać.
- Justin, gdzieś ty był ?! - usłyszałem krzyk mojego menadżera, gdy tylko wszedłem do salonu. Ja się dziwie jak on tu wszedł, a co dopiero fakt, że siedzi u mnie i się nieźle rozgościł.
- Na imprezie, a co ?
- To już chyba lekka przesada. Chłopaku, ty tracisz przez to fanów.
- No i ?
- No i to, że trzeba to zmienić. Nie pojedziesz teraz w trasę koncertową, przełożymy to.
- Że co ?
- To co słyszałeś. Spędzisz miesiąc u mojego kuzyna na wsi i tam będziesz miał zakaz chodzenia na imprezy.
- Nie ma takiej opcji.
- Jest. To dla twojego dobra, pojedziesz jutro, jak wytrzeźwiejesz. Tam oddasz swój telefon i nie będziesz się mógł spotykać ze znajomymi.
- Czemu ?
- Chyba, że się na to zgodzę.
- Będą tam chociaż jakieś ładne dziewczyny.
- Na dziewczyny też masz zakaz, bo jesteś z Seleną.
- No dobra, jejku. To do jutra.
- Dzisiaj zostaje u ciebie, żeby mieć pewność, że się spakujesz i czasem nigdzie nie uciekniesz.
- No błagam. - powiedziałem i zrezygnowany poszedłem do swojej sypialni. Ja mam spędzić miesiąc na wsi z jakimiś dziwakami. No błagam, gorzej już chyba ukarać mnie nie mógł.



Oczami Tiffany.
Siedziałam z Rexem na podwórku i czekałam na tatę, bo miał mi powiedzieć coś ważnego. Byłam ubrana w to. Po chwili ojciec podszedł do mnie i usiał obok.
- Kochanie, mam do ciebie taką prośbę. - powiedział, a ja już wiedziałam, że to coś poważnego.
- No mów.
- Mój kuzyn jest menadżerem i zajmuje się taką gwiazdą. Jest to rozkapryszony chłopak i poprosił mnie, żeby spędził u nas miesiąc. Na Belle nie mam co liczyć, ale ty mogłabyś mi pomóc ?
- Ja mam się zajmować tym chłopakiem ?
- No tak.
- Ale nie wiem, czy mu będzie się chciało łazić ze mną wszędzie i ja mam jeszcze próby z zespołem.
- Będzie musiał. A w trakcie twoich prób on posiedzi w domu.
- No dobra. Ja teraz idę z Rexem na spacer. Przyjdę niedługo.
- Tylko, że on za pół godziny będzie.
- No ok. - powiedziałam i ruszyłam w stronę łąk. Jak zwykle poszłam pod jabłoń, bo tam jest najlepiej siedzieć. Pies pobiegł gdzieś dalej i ganiał ptaki. Na razie miałam spokój, ale wiedziałam, że zaraz pies przybiegnie i będzie się działo. Nie myliłam się. Po chwili Rex podbiegł do mnie, a tuż za nim sarna. Zwierze podeszło bliżej i dało się nawet pogłaskać, co jest rzadkością.Widać, że nie bała się ludzi i psów zresztą też. W pewnym momencie przypomniało mi się, że musiałam wrócić do domu, bo ten chłopak przyjedzie. Jakoś specjalnie mi się tam nie śpieszyło, ale powiedziałam tacie, że pomogę mu. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę mieszkania, a sarna uciekła. Weszłam na podwórek i zobaczyłam, że Rex się najeżył. Na ławce obok domu siedział ten sam chłopak, który wpadł na mnie wczoraj.
- Co ty tutaj robisz ? - zapytałam i usiadłam obok niego. Próbowałam uspokoić zwierzę, ale marnie mi to szło.
- A ty skąd się tu wzięłaś ?
- Ja tu mieszkam.
- Że co ?
- To co słyszałeś.
- Ja tu przyjechałem, bo menadżer mi kazał.
- No to super. Ja mam się tobą zajmować.
- Dam sobie radę.
- Tutaj ? Może na scenie i w mieście radzisz sobie świetnie, ale tutaj to inna bajka.
- Chcesz się przekonać ?
- No to dawaj. Umiesz się wspiąć na drzewo ?
- No jasne.
- O tam jest dobre. - wskazałam na bardzo wysokie drzewo, a w oczach chłopaka pojawił się strach. Wiedziałam, że nie da rady, ale chciałam go sprawdzić. Razem podeszliśmy i chłopak zaczął swój ' wyczyn '. Patrzyłam na niego i nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Gdy wszedł na wysokość około 1,50m, spadł na ziemie i wtedy już nie wytrzymałam.
- Z czego się cieszysz ? Założę się, że sama tam nie wejdziesz.
- Spoko. - powiedziałam i bez problemu wspięłam się na sam szczyt.
- Jak ty to ? - zapytał zszokowany, gdy już zeszłam.
- Normalnie. Mówiłam ci, że nie dasz rady.
- Spoko, może nie dam. To co teraz robimy ?
- Ja muszę przyprowadzić konie do stajni.
- Niby skąd ?
- Z łąki.
- Pomogę ci.
- Lepiej nie, ale możesz iść ze mną. - ruszyliśmy w stronę pastwisk.
- Masz bardzo ciekawy styl.
- Znaczy ?
- Dziwny.
- Mi tam to nie przeszkadza.
- A co robisz całymi dniami tutaj ?
- Siedzę na łące z Rexem.
- Musi być strasznie nudno.
- Nie, ja lubię tak przebywać na świeżym powietrzu. - powiedziałam biorąc dwa konie za lejce.
- Może ja też wezmę dwa, to pójdzie szybciej.
- Ty sobie nawet z jednym nie dasz rady.
- A zakład ?
- Lepiej nie. Obiecałam tacie, że przeżyjesz. - mina chłopaka bezcenna. Przez resztę drogi gadaliśmy o głupotach, więc tego opisywać nie warto. Gdy już skończyłam pojenie koni, mogłam pójść na łąkę z Rexem, no i oczywiście Justinem.
- Czemu ty tu lubisz siedzieć ? - zapytał, kiedy już tam siedzieliśmy.
- Sama nie wiem.
- Musi być jakiś powód.
- Nie ma powodu. Jeśli kiedyś będzie to ci powiem. - po tych słowach obok nas zjawiła się ta sama sarna, co wcześniej przyszła do mnie.
- To twoje zwierze ? - zapytał zdziwiony.
- Nie, ona mieszka w lesie.
- Nie boi się ?
- Jak widać nie.
- Jak ty to robisz, że zwierzęta cię lubią ?
- Ja nic nie robię. Dobra, już trzeba się zbierać. - powiedziałam i wstałam. Chłopak zrobił to samo i po chwili byliśmy już pod domem. Weszliśmy do środka i od razu poszłam do swojego pokoju. Byłam tak zmęczona, że szybko zasnęłam.



Oto i pierwszy rozdział. Wiem, że krótki, ale jakoś nie miałam weny, a chciałam coś szybko napisać. Następny rozdział pojawi się niedługo. Mam nadzieję, że ten wam się spodobał i liczę na komentarze.

3 komentarze:

  1. Bardzo fane opowiadanie, mimo że nie słucham JB dodam do obserwowanych bo chciałabym wiedzieć co będzie dalej ^^
    pisz szybciutko dalej ;)
    nobody-fanfiction.blogspot.com
    @NiallNipples_69

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie opowiadanie Podoba mi się.
    Czekam na nn.

    Rodzina Styles i Palvin od lat się kłócą. Nie mogą dopuścić, aby ich dzieci spotkały się. Kiedy wreszcie Harry i Charlotte przypadkiem się spotykają wszystko zaczyna się zmieniać. Kłótnie, strach, miłość. Czy ucieczka z tą drugą osobą to rozwiązanie? Co się stanie? Przeczytaj na: http://all-you-need4.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń